sobota, 30 lipca 2011

...last breath...

    Jeszcze nigdy nie czułem się tak źle... Powód?... Zawód, rozczarowanie... Niby powinienem być przyzwyczajony do tego typu wydarzeń, lecz tym razem było inaczej... 
    Odmienność tej sytuacji polega na tym, że sprawiając przykrość najmilszej osobie jaką znam, spowodowało u mnie głęboką reakcję... Gdy kiedyś rozmawiając ze mną powiedziała, że traktuję ją inaczej niż inni mężczyźni, odebrałem to jako wielki komplement, tym bardziej że padł z jej ust... Dziś, gdy o tym pomyślę jedyne co czuję to głębokie przygnębienie, smutek, pewnego rodzaju świadomość, że zachowałem się niebywale podle, świadomość, że jestem złym człowiekiem... Zawiodłem ją... potęgującym to uczucie jest fakt, że jednocześnie zawiodłem samego siebie stając się takim jak "inni faceci" najczęściej nazywanymi po prostu "wszystkimi"...
    Słuchając utworu Normanda Corbeil'a - Last Breath, poczułem jak wraz z tytułowym ostatnim oddechem oraz nutami jemu towarzyszącemu, tracę jedyną pozostałą cząstkę własnej duszy... skrywaną tak zaciekle z nadzieją, że nigdy jej nie utracę i pozwoli mi ona na zachowanie tak upragnionej wyjątkowości, odmienności wyróżniającej mnie z pośród "wszystkich"...
    Sumienie... najprawdopodobniej będzie mnie dręczyło już do końca moich dni... Każdy ma indywidualne podejście do zjawiska zwanego "wyrzutami sumienia"... Jedni go nie znają... co niektórzy znają aż za dobrze... Często wizualizowane jest jako unoszące się koło głowy postacie przedstawiające anioła i diabła... "szepczące" do ucha, będące myślami toczącymi bitwę... 
    Gdy o tym pomyślę wówczas mam wrażenie, że niewidzialna dłoń dotyka mojego ramienia a jedyne co słyszę to cichy szept mówiący... "już pora... straciłeś je obie...." a ostatnie dźwięki muzyki odliczają czas do tego co nieuniknione... nastaje cisza... wygrał... wygrał moją duszę... last breath... ostatni oddech żyjącej niegdyś postaci....
    Co będzie dalej?... Czy najlepszym wyjściem będzie milczenie wśród słów przynoszących przykrość i cierpienie osobom, na którym nam najbardziej zależy?...
    Gdy człowieka spotyka niepowodzenie lub rozczarowanie wówczas zagłębia się on w sobie, wzmaga wymogi własnego sumienia, samemu sobie wymierza pokutę i karę... Czy jestem zbyt surowy wobec samego siebie?... nie sądzę... Nawet najgorsze, najokropniejsze i najpodlejsze rzeczy można wybaczyć... ale nigdy się ich nie zapomina... 
    I pomyśleć... że osoba, której sprawiłem wielką przykrość, którą zawiodłem... niegdyś miała zwyczaj nazywać mnie "najmilszym".......

Brak komentarzy: