środa, 14 grudnia 2011

....maski....

    ....Nigdzie bowiem nie schroni się człowiek spokojniej i łatwiej jak do duszy własnej.....

     Nadszedł dzień, w którym koniecznością jest ubranie maski.... zachowywanie się wbrew własnym przekonaniom.... wręcz kłamanie..... wszystko to jednak z powodu jak najmniejszego rzucania się w oczy.... prawda bowiem byłaby nie dość, że przykra to w dodatku przejmująca.... tak mi się zdaje.... Według mnie z pośród grupy ludzi, najbardziej utkwią mi w pamięci Ci, którzy są smutni, dręczeni własnym sumieniem... problemami... problemami na które chciałbym móc coś poradzić, pomóc..... szczęśliwi są grupą, która nie potrzebuje już wiele, ponieważ prawdziwe szczęście jest celem każdego człowieka....
    Urlop sprzyja podróżom.... Spotykając rodzinę, oraz osoby, z którymi miałem styczność w przeszłości, łączy jedno pytanie, które zadaje każdy z nich..... Tylko niektórzy w odpowiedzi otrzymują prawdę.... może nie do końca potrafią ją zrozumieć lecz potrafią ją uszanować.... Wiem, że brzydząc się kłamstwem i sam kłamiąc postępuję wbrew samemu sobie, to zjawisko znane jest w dzisiejszych czasach jako "mniejsze zło".... i tylko od nas samych zależy jak bardzo będzie ono okrutne.... a jak jest w tym przypadku?.... myślę, że może to zaszkodzić tylko mi, więc akceptuje takie rozwiązanie..... staram się to robić tylko w ostateczności.....
    Z biegiem lat posiadłem umiejętność złagadzania przykrej prawdy tak, by odbierana była jako coś pozytywnego..... Często padające pytanie to "jak Ci się układa"..... w tym przypadku kłamstwo nie jest konieczne..... bowiem jakiś czas temu moje życie naprawdę się ułożyło i każdego dnia układa się jego kolejny kawałek stając się coraz stabilniejszym.... Ci bardziej dociekliwi i wręcz wścibscy drążą temat jednak dalej pytając się "czy kogoś masz?" lub wręcz, "czy ożeniłeś się już?".... wcale mnie one nie zaskakują.... gdyż o to pyta każdy.... By dostrzec jednak prawdę nie należy zadawać żadnych pytań... bowiem nie leży ona w słowach..... wystarczy wytrwać w chwili ciszy..... cierpliwie poczekać a prawda ukarze się naszym oczom.... przejawia się ona w gestach.... w spojrzeniu.... w momentach, gdy nikt nie patrzy prawda rysuje się na naszej twarzy.... lecz ta nie jest przeznaczona dla każdego.... dlatego właśnie ubieramy maski....
    Jestem wdzięczny za to, że są ludzie przed którymi ich nie potrzebuje.... mogę być sobą.... mogę odpowiedzieć na każde pytanie nie unikając ich wzroku.... mogę być szczery....lecz czy do końca?.... Czasami i ja zastanawiam się, czy spotkam kogoś, komu będę mógł powiedzieć wszystko.... kto zaakceptuje to jakim jestem człowiekiem.... prawdziwie zaufa..... bezgranicznie odda.... cóż.....





(...."pewnego dnia"....)

     
    

sobota, 3 grudnia 2011

....uciekam....

    Zbliżający się urlop miał przynieść chwilę odpoczynku.... lecz boję się go..... boję się napływu informacji, która czeka mnie po powrocie do domu....  sporadyczne docierają już teraz i budzą niedowierzanie.... smutek.... zdziwienie.... przygnębienie.... 
    Słyszę jak ludzie się zmieniają.... kłamią..... nienawidzą.... knują..... w imię czego?.... Pieniądze.... od zawsze były celem zawistnych.... zazdrosnych.... chciwych.... Przemieniają ludzi w zwierzęta.... wydawać się może, że nie wszystkich, że ominą tych nawet najbardziej porządnych, a ich właśnie zmiana jest najbardziej zadziwiająca....
    Czym kierować się w dzisiejszych czasach?..... Pamiętam inne dni.... inne priorytety.... Dziś ubolewam nad moim pokoleniem.... lecz naprawdę żal mi przyszłego..... 
    Czy to czeka każdego z nas?.... czy każdy z nas zamieni się kiedyś w potwora?.... czy to tylko kwestia czasu czy pieniędzy?.... 
    Jestem sam.... zawsze byłem.... i jeżeli mam zamienić się pewnego dnia w potwora.... wówczas chcę być sam do końca moich dni.... Nie mając nic, nic nie stracę..... Nie mając przyjaciół, nie zawiodę ich..... Nie mając drugiej połówki, nie zdradzę jej.....
    Czy potwór siedzi w każdym z nas?....  gdy mój się obudzi.... nie chcę by ktokolwiek był blisko.... chcę uciec.... uciekam....


....kimkolwiek jesteś.....


....gdziekolwiek jesteś.....


....przepraszam.....


piątek, 7 października 2011

....sen....

     ...." i kiedy przyjdą dni deszczowe, naucz przechodzić się między kroplami".... 

    Budząc się rano przywitał mnie smutek.... To, co miało być rzeczywistością, okazało się snem.... był chwilą.... minutą..... lecz wywołał u mnie milczenie, które towarzyszyć mi będzie przez kilka najbliższych dni, aż po dzisiejszej nocy nie pozostanie nawet najmniejsze wspomnienie.... Chciałbym aby to było możliwe.... móc zapomnieć..... ale jak zapomnieć o tym ciepłym uczuciu.... o tym spojrzeniu... o tym uśmiechu.... o tym dotyku..... 
    To nie był pierwszy raz..... nie ostatni..... zdarzało się to już wcześniej..... przebudzenie.... i uświadomienie sobie, że to był tylko sen..... sen za którym po chwili zaczynam tęsknić.....  rozpaczliwie próbuję uchwycić każdy obraz, każdy najdrobniejszy szczegół, który i tak bezlitośnie ulatuje wraz z czasem... 
    Chcę śnić snem dzisiejszym.... chcę być tam.... każdej nocy..... gdyby to było możliwe, zawarłbym pakt z Morfeuszem..... lecz cóż mam mu do zaoferowania, gdy duszę już straciłem..... 
    " i przyszły dni deszczowe"..... a mimo to, żadna kropla nie dotknęła mojego ciała.... z czasem naprawdę można nauczyć się chodzić pomiędzy nimi.....
    Julian Tuwim kiedyś napisał - "Cierpliwość, to najtrudniejsza forma rozpaczy"..... Z każdym dniem moja cierpliwość rośnie..... wzmagając rozpacz.... Noce takie jak dzisiejsza, są pewnym wstrząsem.... kopniakiem.... bombą.... Z reguły nie kopie się leżącego.... ale jak widać nie ma już żadnych zasad..... 
    Nie śnić..... to ulga czy przekleństwo?.... Wiem jedno.... idę spać..... chcę poczuć to znów.... chociaż tam.... gdzie zdarzyć może się naprawdę wszystko.... 
    Dobranoc.....

poniedziałek, 3 października 2011

...październikowe promienie....

   ...."Zachwyca nas zauważalne piękno, lecz wieczne jest to co niewidoczne"....

    Nastał październik..... okres powoli pojawiających się złotych liści... przedłużających się wieczorów oraz leniwie wstających poranków.... W tym właśnie czasie moja praca przynosi mi niespodziewane drobiazgi.... takie jak widok wschodów i zachodów słońca.... W połączeniu, z odpowiednią muzyką stają się niepowtarzalnym spektaklem, grą świateł i cieni..... Dzięki takim chwilom zaczynam się zastanawiać nad rzeczami naprawdę ważnymi.... istotnymi.... Przykre jest to, że takie momenty szybko ulatują.... słońce ucieka coraz to wyżej, bądź chowa się całkowicie za horyzontem.... muzyka cichnie pozostawiając ciszę.... 
    Przygnębia mnie fakt, że niektórzy ludzie są niebywale powierzchowni.... interesuje ich tylko to co widzą.... otoczka.... powłoka.... złudzenie szczęścia.... Smutne jest to, że kierując się tym, nie będą zdolni do prawdziwych uczuć.... Każdy widzi krople uderzające o szybę.... liście opadające z drzew.... lecz nie wszyscy czują zapach deszczu, zanim się on pojawi..... nie wszyscy słyszą, gdy liście tańczą wraz z wiatrem na chodniku.... 
    Zamknijmy oczy i zastanówmy się przez chwilę..... czy czujemy cokolwiek?.... co widzimy..... czy jest ktoś, kogo ciepło czujemy pomimo odległości.... czy czujemy tęsknotę gdy ta osoba wyjeżdża sprawiając, że nie wiemy co robić bez niej.... jesteśmy zagubieni.... 
    Gdy zamykają się moje oczy widzę jeden obraz.... pojawił się on stosunkowo niedawno.... zaledwie kilka miesięcy temu.... to co przedstawia jest zbyt osobiste nawet jak na anonimowego bloga, którego czytują tylko 3 osoby..... mogę jednak zdradzić jak on na mnie wpływa..... otóż czuję pewnego rodzaju smutek połączony ze spokojem..... przygnębienie połączone z ukojeniem..... to widok marzenia.... ostatniego na jakie się odważyłem.... po którym pozostało jedynie wspomnienie.... miłe.... najmilsze.... wieczne....      

piątek, 30 września 2011

...gdzie jestem....

           ..."Najgorzej być nikim dla kogoś, kto dla Ciebie jest wszystkim"....

     Czasami wyruszając w drogę przyświeca nam pewien cel..... dzięki niemu zyskujemy siły by iść naprzód.... tym celem może być przyjaźń.... miłość.... praca.... pieniądze.... sława.... Miałem kiedyś swój cel.... mimo strachu wyruszyłem w drogę..... Wraz z kolejnymi to krokami zostawiałem za sobą przeszłość.... chciałem od niej uciec... uwolnić się.... potrzebowałem zmian.... Szedłem.... spoglądając przed siebie widziałem swój cel..... lecz paradoksalnie idąc do przodu, oddalał się coraz bardziej, by zniknąć.... stając się cienką linią łączącą ze sobą niebo i ziemię.... 
    Tracąc ją z pola widzenia, moje myśli toczyły wojnę.... biec przed siebie i próbować dogonić to co mi uciekło?, czy może cofnąć się?.... cokolwiek bym nie wybrał, przegrałem.... gdyż odwracając się za siebie nie widzę nic..... jedynie horyzont zlewający czarną ziemię z granatowym odcieniem nocnego nieba.... Nie ma żadnych drogowskazów, które mogłyby nakierować na właściwą drogę.... nikogo, kto mógłby unieść dłoń i palcem wyznaczyć kierunek.... otacza mnie pustka.... noc..... coraz ciemniejsza, by kiedyś stać się najgłębszą z czerni....
    Bez początku.... bez końca..... gdzie jestem?.... dokąd mam iść?.... pytania będące karą, kolejne przekleństwo, niczym ukaranie Prometeusza za pomoc ludziom.... męka mająca trwać 30 tysięcy lat.... powracająca każdego dnia.... "nawet dobre uczynki nie ujdą bezkarnie".... to prawda.... nie ujdą....
     

sobota, 17 września 2011

...śmierć....

    ..."Jedyną rzeczywistością, która nie zawodzi i nie kłamie jest chyba śmierć"...

    Gdy dotyka ona naszych bliskich, wówczas zaczynamy o niej myśleć nieco inaczej.... Przepełnia nas smutek i przygnębienie.... Jest to jedyna pewna rzecz, która dosięgnie każdego z nas a jednak chcemy by to nastąpiło jak najpóźniej.... Często postanawiamy żyć intensywniej, przeżywać każdy dzień biorąc z niego tyle ile jest to możliwe..... cieszyć się każdą miłą chwilą.... jeżeli mamy z kim dzielić nasze życie, spędzamy z nią jak najwięcej czasu... gdyż ona przynosi nam wówczas szczęście, które będziemy kiedyś wspominać.... 
    Zastanówmy się więc dziś.... teraz.... gdyby nasza śmierć nastąpiła jutro, czy bylibyśmy zadowoleni z naszego dotychczasowego życia?.... czy czulibyśmy spełnienie?.... szczęście?.... Jedyne co ja bym poczuł to pewnego rodzaju ulgę.... Jak będzie w rzeczywistości?.... Kiedyś się o tym przekonam..... 
    Żałuję pewnych rzeczy, które zrobiłem.... żałuję pewnych słów, które wypowiedziałem..... świadomość ich istnienia, będzie dręczyła moje sumienie każdego dnia..... dlaczego?.... takim już jestem człowiekiem.... to moja kolejna wada.... wszystkim za bardzo się przejmuję... najczęściej zupełnie niepotrzebnie, jednak nic na to nie poradzę.... Gdy słyszę o wydarzeniach, które mają miejsce dookoła mnie to zaczynam o nich myśleć.... czasami trwa to chwilę, a czasami dni.... tygodnie..... Martwi mnie to co dzieje się na świecie.... to co dzieje się obok mnie.... czuję bezradność.... gdyż są to sprawy na które nie mam najmniejszego wpływu..... 
    Jaki będzie jutrzejszy dzień?..... okaże się jutro.... przygnębiające jest to, gdy dokładnie wiemy co on przyniesie.... czasami chcemy by ktoś nas porwał.... zrobił nam kawał.... oblał zimną wodą.... zaprosił do kina.... przytulił się..... skradł pocałunek czy też najzwyklejsze spojrzenie..... Chcielibyśmy by tworzyły się wspomnienia, dzięki którym budujemy naszą historię..... Opowiadając ją kiedyś własnym dzieciom, wnukom, zachęcimy ich tym samym do tego by próbowali zdobywać doświadczenia, wspomnienia..... nie tylko dążyć do szczęścia ale je również osiągnąć.....
    Nie skracajmy danego nam czasu po przez szkodliwe nałogi.... dbajmy o nasze zdrowie w miarę możliwości.... Mawia się, że jeden papieros skraca życie o 4 minuty.... być może to śmieszny przesąd stworzony przez zarozumiałych lekarzy... lecz kiedyś może nam zabraknąć tych kilku minut.... Jest wiele rzeczy które nam szkodą lub nawet powoli zabijają.... nie przyśpieszajmy tego procesu..... 
    Nie palę.... praktycznie wcale nie piję alkoholu.... nie biorę narkotyków.... co wcale nie świadczy o tym, że będę żył długo i szczęśliwie w pełnym zdrowiu.... po prostu nie czuję takiej potrzeby..... pieniądze, które bym na nie wydał wolę wykorzystać w inny sposób.... i tak się składa, że mam pewien pomysł który zamierzam zrealizować podczas tegorocznego urlopu.... być może się powiedzie..... byłoby miło....
    Śmierci nie uciekniemy.... myśląc o niej powinniśmy bardziej doceniać czas który nam pozostał.... pamiętać o niej każdego dnia, gdyż "Bliskość śmierci zawsze sprawia, że staramy się żyć lepiej"....

niedziela, 11 września 2011

...spokój....

    ...."Słowa przynależą do czasu... milczenie do wieczności".....


    Wyjątkowo spokojny weekend..... żadnego listu, żadnego e-maila, żadnego telefonu, żadnego smsa.... pierwsza sobota wolna od ponad 6 miesięcy... i spędzona nadzwyczaj leniwie.... niedziela jak zawsze bez wydarzeń..... w oczekiwaniu na poniedziałek staje się dość dziwna.... 
    Przez te dwa dni z moich ust nie padło żadne słowo.... nie było to bowiem konieczne.... czas spędzony w zamknięciu.... w miejscu z dala od wszystkich..... nikt nie płakał.... nikt nie ucierpiał.... nikt się nie zawiódł.... nikt się nie rozczarował.... 
    Próbuję powoli zniknąć.... odsunąć się.... nieszkodliwie..... delikatnie.... odejść.... zostać miłym wspomnieniem.... przynajmniej chciałbym aby ono takie było.... nie będzie niestety dla wszystkich.... 
    Co ze mną?.... gdzieś tam daleko.... trwam.... w ciszy.... w pustce...

sobota, 10 września 2011

...pierwszy siwy włos....

  ..."Starość zaczyna się wtedy, kiedy miejsce marzeń zastępują wspomnienia"....


    Nie przypuszczałem, że to nastąpi tak szybko... pierwszy siwy włos pojawił się na skroni.... póki co niewidoczny zbytnio i nie rzucający się w oczy ale jednak jest.... Czyżby to był początek?.... 
    Z pewnością zapoczątkowało to szereg przemyśleń na temat starzenia się i starości.... Zacząłem zastanawiać się co tak naprawdę osiągnąłem do tej pory.... Kim się stałem po upływie tych wszystkich dotychczasowych lat.... Odpowiedź nie jest zbyt długa.... gdyż w zasadzie nie osiągnąłem nic.... nie mam nikogo.... i jestem w miejscu, w którym czas przestał mieć znaczenie..... jestem...... nikim.... Nikogo za to nie obwiniam.... skądże.... jeżeli mam mieć do kogokolwiek pretensje to tylko i wyłącznie do siebie.... to ja dokonałem tych wszystkich wyborów, które doprowadziły mnie do tego miejsca....
    Nie mogę narzekać i wręcz nie powinienem.... prowadzę bardzo spokojne "życie".... jestem człowiekiem, który nie ma wielkich wymagań dotyczących żywienia.... nie potrzebuję wielkich wygód.... mam pracę za którą jestem wdzięczny, pomimo faktu, że nie szanuje się w niej pracowników.... wszystko jest kwestią przyzwyczajenia..... i przyzwyczaiłem się do tego..... nawet do faktu, że jestem ciągle sam.... Do wszystkiego można się przyzwyczaić....
    Ludzie, znajomi, przyjaciele potrafią zapominać.... nie powinniśmy mieć im tego za złe..... mają własne problemy, własne życie.... rodzinę do utrzymania.... pracę.... To, że nie odpisali na list, czy smsa, nie świadczy o tym, że nas opuścili..... po prostu nie mają czasu.... nie złośćmy się na nich.... nie obrażajmy..... wręcz przeciwnie.... napiszmy do nich.... dajmy im znać, że w dalszym ciągu jesteśmy.... że nie zapomnieliśmy o nich.... z pewnością się ucieszą....
    Gdy będziemy już naprawdę starzy miło będzie móc ich powspominać.... stare dzieje, gdy za czasów szkolnych przesiadywało się u nich i chociażby grało w gry komputerowe.... w czasach liceum czy technikum imprezowało się, chodziło na urodziny, sylwestra..... Wyjazdy nad jezioro.... pod namioty... wycieczki szkolne.... Naprawdę miło będzie to powspominać.... Najbardziej jestem jednak wdzięczny za to, że mam przyjaciela, z którym będę mógł porozmawiać przy piwie o starych czasach.... o młodości....
    Co z marzeniami?... moje faktycznie zostały wyparte przez wspomnienia.... nie ma ich zbyt wiele, zwłaszcza tych naprawdę miłych.... lecz znajdę kilka, które potrafią człowieka ogrzać bardziej niż piec bądź koc na kolanach w zimowe popołudnie.... Małe skarby, które powinien posiadać każdy z nas.... 
    Jestem zmęczony.... chciałbym odpocząć.... lecz na odpoczynek muszę jeszcze poczekać.... jestem cierpliwy.... poczekam..... gdyż wiem, że przyniesie mi on ukojenie którego szukam....
   

sobota, 3 września 2011

...wrzesień....

    ...."Blizny przypominają nam o tym, że przeszłość naprawdę istniała".....

    Początek września przyniósł smutek, który wypełnił moje wnętrze wraz z napływającymi wieściami... Osoby, które dawały mi świadomość tego, że w dzisiejszych czasach pozostało odrobinę przyzwoitości, dobroci, bezinteresownej miłości.... które pozwalały uwierzyć, że nasze szczęście to coś więcej niż pieniądze, pozycja społeczna czy wygląd zewnętrzny, potwierdziły tylko regułę, że nie ma miłości..... nie ma czegoś takiego jak bezinteresowna, bezgraniczna i bezwarunkowa miłość.... "N." naprawdę bardzo mi przykro.... wiem, że nie powinienem tego robić ale.... przepraszam.... nie potrafię określić za co, ale wiem, że muszę to zrobić.... czuję się w pewien sposób zobligowany do tego....
    Po raz kolejny osoba mi bliska została skrzywdzona.... utraciła wiarę, nadzieję.... czym bez nich jesteśmy?.... Czy istnieje dla nas jeszcze ratunek?.... Czy bezpowrotnie utraciliśmy nasze człowieczeństwo?..... Co z sensem naszego istnienia?....
    Moja bezsilność mnie przytłacza.... Z pewnym przerażeniem obserwuję świat, w którym się znajduję..... naprawdę nie ma w nim miejsca dla mnie..... Przybywa nam blizn.... to one są dowodem na to, że nie śnimy.... że to wszystko zdarzyło się naprawdę.... okrucieństwo ludzi jest czymś prawdziwym..... to ono nas zabija.... tracimy ten blask w naszych oczach..... widzimy to, czego nie potrafiliśmy wcześniej dostrzec.... 
   ...."po prostu bądź"?.... czy warto?.... wybaczcie moje nastawienie, lecz ehhh.... każdy kolejny dzień przynosi coraz więcej bólu.... już nawet nie próbuję tego zrozumieć.... tylko szukam schronienia, które uchroni mnie od świata.... podążając ku niemu, nie widzę jak długą drogę przebyłem.... i ile jeszcze przede mną..... jestem w miejscu, w którym wiem, że osiągnięcie celu jest niemożliwe, natomiast na zawrócenie jest już za późno.... Trwam gdzieś pośrodku, nie mogąc uciec.... nie mogąc oddychać.... nie mogąc żyć....

niedziela, 28 sierpnia 2011

...nadzieja....


    "Nadzieja ma skrzydła, przysiada w duszy i śpiewa pieśń bez słów, która nigdy nie ustaje, a jej najsłodsze dźwięki słychać nawet podczas wichury." - Emily Dickinson... 

    Czym jest dla nas nadzieja?.... Sądzę, że jest ona czymś, czego potrzebuje każdy człowiek, nawet gdy twierdzi, że jej nie ma.... Jest ona próżnią wypełnioną marzeniami..... Często czujemy, że ją utraciliśmy bezpowrotnie.... lecz jednak gdzieś w głębi nas samych zostaje ziarenko, które kiełkuje i rośnie w podświadomości, by pewnego dnia znów przywitać nas tym wyjątkowym uczuciem....
    Bywa również, że używamy tego słowa bardzo często, nie zdając sobie z tego sprawy.... czasami automatycznie mówimy - "mam nadzieję, że...." Czym różni się ten zwrot od tego co czujemy wewnątrz nas....
    Oprócz samych słów nadzieja może przejawiać się w wyrazie twarzy... a nawet w samych oczach.... w spojrzeniu.... w ciszy..... 
    Nierozłącznym elementem nadziei jest rozczarowanie.... Gdy czegoś bardzo pragniemy, mamy nadzieję, że to otrzymamy..... zdobędziemy..... lecz ponosząc porażkę, twierdzimy często że ją utraciliśmy.... Po części to prawda.... Znajdujemy się wówczas na życiowym skrzyżowaniu, na którym nie ma żadnych drogowskazów.... Nie wiemy co robić dalej.... tracimy sens życia.... następuje okres w którym czekamy na zmiany..... cierpliwie oczekując powrotu utraconej nadziei.... 
    Nikt nie powiedział ile mamy czekać..... czas bowiem jest pojęciem względnym.... dla każdego biegnie on inaczej.... ma inne znaczenie i inną wartość.... lecz cóż innego nam pozostało..... 

środa, 24 sierpnia 2011

...samotność...

                 …. „Samotność na pustkowiu od tej w tłumie różni się ciszą”….

    Mając dookoła tylu ludzi, nie potrafię znaleźć nikogo… 
Doszedłem do wniosku, że jest to pewnego rodzaju moja ułomność…. Nie potrafię być z kimś…. Po kilku spotkaniach, rozmowach, zaczyna prześladować mnie dziwne uczucie, że wyczerpałem wszystkie tematy do rozmów…. Zaczynam milczeć, a mojemu rozmówcy wydaje się, że coś się stało…. że się obraziłem, bądź go nie lubię….. Wrażenie to potęgują dodatkowo moje tak zwane „zalety”, które nie do końca nimi są…. Mam na myśli mój spokój i cierpliwość…. Skąd one się wzięły?... 
    Życie w samotności jest wygodne…. Nie musimy martwić się o innych…. Możemy dokładnie zaplanować swój wolny czas…. bądź też działać całkowicie spontanicznie…. Jesteśmy wolni….
    Wydaje mi się, że największą zaletą samotności jest fakt, że nie możemy skrzywdzić bliskiej osoby, na której nam zależy…. ponieważ jej nie ma…. nie musi się martwić o nas… czekać aż wrócimy do domu… tęsknić… przejmować się naszym nieudanym dniem w pracy…. czy też po prostu złym humorem…. 
    Pomimo tych wszystkich zalet i wygód czegoś mi brakuje…. brakuje mi dotyku…. brakuje mi uśmiechu…. brakuje mi spojrzenia… jej dotyku… jej uśmiechu… jej spojrzenia… czy „ona” gdzieś tam jest? czy w ogóle istnieje?...
    Na świecie jest około 8 miliardów ludzi… statystycznie na jednego mężczyznę przypada 1,2 kobiety… mimo to, nie wszyscy odnajdują osobę, z którą spędzają resztę swoich dni… Ich samotność spowodowana jest wieloma czynnikami takimi jak wybór własny czy też niezwykły  strach przed odrzuceniem, opuszczeniem, zranieniem…. wypadek losowy, który potrafi zmienić cały nasz światopogląd w mgnieniu oka…. egoizm i narcyzm rozwinięty do tego stopnia, który sprawia, że dana osoba jest lepsza od wszystkich… uznaje się za „nadczłowieka”…
    Czym spowodowana jest moja samotność?.... przyzwyczajeniem…. Przywykłem do niej… będąc tak długo sam, stała się ona częścią mnie… nie potrafię żyć z innymi ludźmi… uciekam od nich… zamykam się… separuję…. Oprócz przyzwyczajenia jest również jeszcze jeden ważny powód…. Nie chcę sprawiać przykrości innym… świadomie bądź nieświadomie… słowami i działaniami jak również milczeniem, które często jest wymowniejsze od miliona słów… Im mniej ludzi znamy, tym najprawdopodobniej mniej ludzi zranimy… zawiedziemy… rozczarujemy…
    Miejmy to na uwadze, gdyż w przeciwnym wypadku to nasze sumienie wymierzy nam karę…
    Jan Twardowski niegdyś powiedział „Miłość bez samotności byłaby nieprawdą, samotność bez miłości rozpaczą”…
    …samotność bez miłości rozpaczą…  jakże cichą… ukrytą… dotkliwą…

niedziela, 21 sierpnia 2011

...kolejny zwykły dzień...

    Nastał kolejny zwykły dzień.... niczym nie różniący się od poprzedniego..... wszystko powoli się układa jak dawniej.... cisza... pustka... spokój.... zamykam się.... Czas wypełniony muzyką.... wspomnieniami.....
    Przestaję czekać.... gdyż nie oczekuję już niczego.... jedynym towarzyszem są myśli.... te jutrzejsze będą o urlopie.... 4 tygodnie przerwy od szarości i monotonni.... planowanie spotkań... odwiedzin.... działań..... Myślenie o takich rzeczach przynosi spokój i pewnego rodzaju ulgę od innych, dręczących mnie zdarzeń i wspomnień....  
   Aldous Huxley mawiał, że "często smak życia odbiera apetyt".... widząc dookoła żyjących ludzi.... obserwując ich zachowanie dochodzę do wniosku, że nie chcę żyć w takim świecie.... lecz nie jestem w stanie nic zrobić.... ale nie mogę żyć, nie wiedząc po co żyję....
    Po prostu jestem.... już nie czekam.... nie pragnę.... nie żyję.... 
   

niedziela, 14 sierpnia 2011

...czas...

    W miarę upływu lat, wydaje mi się, że czas zaczął płynąć nieco inaczej....
Będąc dzieckiem, każdego dnia działo się coś innego.... coś nowego.... Gdy zaczęła się szkoła, dni różniły się od siebie... poznawaliśmy nowych ludzi.... Miałem wrażenie, że wówczas tygodnie są niewiarygodnie długie, nie wspominając o miesiącach i latach.... 
    Teraz znajduję się w miejscu, gdzie czas przestał mieć znaczenie.... W związku z wykonywaną pracą, w której niemalże codziennie wykonuję tą samą czynność, dni wydają się być minutami.... Spoglądając co jakiś czas w kalendarz jestem zaskoczony otrzymanym widokiem.... widzę tylko luty.... maj..... sierpień.... nawet nie wiem, gdzie uciekają poszczególne dni....
    Mój tryb życia temu sprzyja.... Po pracy, moje codzienne czynności są wykonywane w określonym porządku.... Przyzwyczaiłem się do tego w miarę upływu czasu.... Pasuje mi to.... Dysponuję dużą ilością wolnego czasu, dzięki któremu mogę zająć się takimi rzeczami, na które zwyczajnie kiedyś nie miałem czasu, bądź wydawały mi się one jego stratą.... 
    Kaligrafia.... to prawdziwy pochłaniacz czasu.... a i efekt bywa miły.... Pisanie listów od czasu do czasu wypełnia weekendową pustkę.... Nie ukrywam, że lubię również gry komputerowe.... Niektóre pozwalają całkowicie wyłączyć myślenie, co mi czasami się przydaje.... umysł odpoczywa od dręczących myśli.... 
    W ten spokojny sposób upłynęły mi 4 lata... gdy wracam na urlop do domu, mam wrażenie jakbym nigdy nie wyjeżdżał.... jednak za każdym razem widzę zmiany.... Najbardziej zauważalny upływ czasu widać po dzieciach.... użycie starego powiedzenia, że "rosną jak na drożdżach" jest jak najbardziej na miejscu.... Małe szczerbate szkraby zamieniają się w coraz to większe dzieciaki.... pierwszy dzień w szkole, pierwsza komunia.... niedługo gdy przyjadę na urlop okaże się, że trafię na 18-te urodziny.... Przerodzą się w nastolatków.... będą poznawać innych ludzi.... szukać swoich "połówek".... łączyć się.... Będą sami mieć dzieci.... itd..... 
    Gdy na nich patrzę, uświadamiam sobie w jak szybkim stopniu się starzeję.... następuje to coraz szybciej.... Czas płynie coraz szybciej..... Mam już swoje lata, ale czy naprawdę przeżyłem tak wiele?.... Mój czas powoli przemija.... Żałuję wielu rzeczy, które zrobiłem.... Dręczące mnie wyrzuty sumienia są karą.... 
    Pewna osoba zapytała się mnie kiedyś, czy jeżeli miałbym możliwość to czy cofnąłbym czas?... Moja odpowiedź brzmi tak..... Nie dopuściłbym do wielu rzeczy które zrobiłem.... Czy to by coś zmieniło?.... Myślę, że tak.... Wręcz  jestem o tym przekonany.... Czy byłbym szczęśliwy teraz?.... Nie wiem... na pewno spokojniejszy.... 
    Teraz gdy czas płynie tak szybko, zastanawiam się czy nie powinienem się spieszyć aby zrobić coś z własnym życiem.... póki co czekam.... lecz czy to dobre wyjście?.... Nie tylko ja się nad tym zastanawiam.... lecz są ludzie, którzy wiedzą coś o tym.... Dlatego też pozwolę sobie przytoczyć pewien wiersz..... Myślę, że każdy po jego przeczytaniu powinien choć przez chwilę pomyśleć o swoim własnym życiu.... Ja myślę o nim codziennie.... 


"Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
zostaną po nich buty i telefon głuchy
tylko co nieważne jak krowa się wlecze
najważniejsze tak prędkie że nagle się staje
potem cisza normalna więc całkiem nieznośna
jak czystość urodzona najprościej z rozpaczy
kiedy myślimy o kimś zostając bez niego

Nie bądź pewny że czas masz bo pewność niepewna
zabiera nam wrażliwość tak jak każde szczęście
przychodzi jednocześnie jak patos i humor
jak dwie namiętności wciąż słabsze od jednej
tak szybko stąd odchodzą jak drozd milkną w lipcu
jak dźwięk trochę niezgrabny lub jak suchy ukłon
żeby widzieć naprawdę zamykają oczy
chociaż większym ryzykiem rodzić się niż umrzeć
kochamy wciąż za mało i stale za późno

Nie pisz o tym zbyt często lecz pisz raz na zawsze
a będziesz tak jak delfin łagodny i mocny

Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
i ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą
i nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości
czy pierwsza jest ostatnią czy ostatnia pierwszą"



                          ks. Jan Twardowski


   Więc śpieszmy się, gdyż czasu cofnąć się nie da....

sobota, 13 sierpnia 2011

...klątwa...


     Gdy kilkanaście lat temu zacząłem pisać piórem, nigdy nie pomyślałbym, że moja historia potoczy się w taki sposób...
     Dokładnie pamiętam moje pierwsze pióro… bez nazwy… niebieski plastik… z wykończeniami koloru srebrnego, który po kilku miesiącach starł się odkrywając matowy odcień tworzywa… To była dla mnie nowość… niezwykła lekkość z jaką przychodziło pisanie, zdecydowanie stawiało pióro wyżej od zwykłego długopisu, czy też strasznie nie lubianego przeze mnie „żelowego” pisadła…
     Szkoła była dobrym miejscem na trenowanie charakteru pisma… Lubiłem zwłaszcza język polski z powodu dużej ilości notatek dyktowanych przez nauczycielkę… pióro było zaopatrzone w wymienne wkłady z atramentem, które zazwyczaj kończyły się w najmniej odpowiednich momentach… Mam je do dziś… schowane w szufladzie… Czasami wracam pamięcią do chwil kiedy kreśliły słowa na papierze… mogło by się rzec „Stare dobre czasy” …
     Kolejnym piórem było metalowy Parker, koloru srebrnego… Wykonanie godne swej ceny czyli szkoda słów… Nasadka po czasie poluźniła się na tyle, że zaczęło przypominać to bardziej dzwonek niż pióro… Mimo to, służyło mi ono kilka lat… wykonany z czarnej utwardzonej gumy uchwyt, zaczął już powoli kruszeć, na skutek znacznej ilości godzin spędzonych na pisaniu…
    Gdy  zacząłem zarabiać własne pieniądze, pomyślałem że czas sprawić sobie nowe pióro… co prawda nie pisałem już tak wiele jak kiedyś, ale chciałem je mieć… Był to okres podczas którego posiadałem jeszcze pragnienia… marzenia… oczekiwania… nadzieję… duszę… Chodziłem po sklepach, rozglądając się za właściwym okazem… czułem, że musi mieć w sobie coś, co sprawi, że chce je mieć…
     Zupełnie przypadkiem natrafiłem na sklep, który jak się okazało na piętrze miał dział właśnie z przyborami piśmienniczymi z „wyższej półki”, tak to mogę nazwać… nie było tam tysięcy długopisów… lecz może co najwyżej kilkadziesiąt  rodzajów piór, i tylko kilkanaście długopisów… Pomyślałem, że to sklep dla mnie… Zacząłem się rozglądać i zauważyłem czarnego Watermana… wykonanego z wysokiej jakości czarnej wypolerowanej laki… wykończony złotymi wstawkami… o standardowym kształcie stalówki, jednak z wygrawerowaną dwukolorową powierzchnią, srebrno-złotą…
     Dotychczas pisałem niebieskim atramentem… lecz tym razem w grę wchodziła tylko czerń… zakupiłem więc odpowiednią buteleczkę, gdyż pióro wyposażone było w tłoczkowy zbiorniczek na atrament… Jak na przybór piśmienniczy było wyjątkowo ciężkie… nie uważałem jednak tego za wadę… sprawiało to, że w związku ze swoją masą, posiadało idealny docisk do kartki… nie wymagało zbytecznych nacisków, które jedynie mogło je uszkodzić…
    Po tym zakupie przestałem odwiedzać sklepy z artykułami piśmienniczymi… Mając nowe pióro nie czułem takiej potrzeby… byłem z niego zadowolony… lubiłem nim pisać… chociaż nie miałem zbyt wielu okazji…
    Kilka lat temu znajomy poprosił mnie abym mu doradził przy wyborze sklepu, gdyż chciał sobie kupić pierwsze pióro… Bez namysłu poleciłem mu ten, w którym sam dokonałem zakupu… To jednak nie wystarczyło… Przekonał mnie, bym poszedł razem z nim…
     Wtedy zobaczyłem je po raz pierwszy… od razu przykuło moją uwagę… nie mogąc oderwać od niego wzroku, znajomy sprowadził mnie na ziemię  lekkim trąceniem w ramię… Wiedziałem, że muszę je mieć… tak jakby było tam tylko po to… czekało cierpliwie na mnie… ukrywając przed wszystkimi swoją tajemniczą siłę… Spytałem, czy mogę je obejrzeć… pani z obsługi odpowiedziała, że jest tu ono od powstania tego sklepu i nikt go nie kupił co wydało jej się trochę dziwne… Nie wierzę w przeznaczenie, lecz to nie było zwykłym zbiegiem okoliczności… Być może chcąc się go pozbyć, pani z obsługi dała mi niezwykły upust ceny, lecz nie miało to znaczenia… Odparłem, nie pozwalając jej dokończyć zdania – „proszę zapakować”… Nie patrzałem na cenę… wiedziałem, że muszę je mieć…
     Waterman Carene… o odcieniu ciemnego bursztynu… wykonane ze złota wykończenia idealnie współgrały z kolorem laki… nietypowa stalówka przekonywała o niezwykłej wyjątkowości tego pióra… odpowiedni ciężar… Wiedziałem, że czarny tusz nie będzie pasował… tak samo jak niebieski… Jedynym idealnym rozwiązaniem była „hawana”… bursztynowy brąz…
     Nie mogłem opanować drżenia rąk pisząc pierwsze słowa tym piórem… po chwili jednak poczułem, jak delikatnie i płynnie zachowuje się ono na papierze… Bez większego namysłu wziąłem kartkę i zacząłem pisać… list do pewnej dziewczyny… pozwalał pisać o rzeczach najzwyklejszych dając upust niepohamowanemu pragnieniu spisywania własnych myśli nowym piórem… List wysłałem… Odpowiedź była zaskakująca i niezwykle miła… Moje słowa zrobiły na niej niezwykłe wrażenie, sposób w jaki opisywałem najzwyklejsze rzeczy… słowa, których używałem… oraz to w jaki sposób potrafiły się łączyć ze sobą… tak jakby odnajdywały siebie nawzajem… kończąc swój list napisała „czekam z niecierpliwością na kolejny list”…
     Wiedziałem, że to pióro jest wyjątkowe… pozwoliło mi ono w pewien sposób odnaleźć w sobie zasób słów, które łącząc się w niezwykły sposób w jedną całość sprawiały, że chciałem pisać… przelewać swoje myśli na papier… jedynie miejsce, w którym mogłem zamieścić cząstkę siebie… odrobinę własnej duszy… Nigdy nie pomyślałbym, że skończy to się w taki sposób…
     Na co dzień stawałem się coraz bardziej cichy… skryty… małomówny… stałem się raczej obserwatorem… by następnie przelewać swoje myśli na papier…
     Gdy poznałem pewną osobę, słowa zaczęły układać się w bardzo przyjemny sposób… nie były to kłamstwa, wymysły, bajki… czysta szczera prawda… moja opinia… moje uczucia… pragnienia… obawy… Zarówno jak entuzjazm i podekscytowanie, również niezwykle trafnie potrafiłem opisać smutek i przygnębienie, które czasami mnie nachodziło…
     Wraz z mijającym czasem, spotykało mnie coraz mniej miłych i przyjemnych rzeczy… Coraz częściej dopadało mnie przygnębienie i smutek… Ujawniało się ono najczęściej w słowach, które pisałem… Na co dzień nie dawałem poznać po sobie, że coś jest nie tak… Z miłych i optymistycznych listów, przekształciły się one w słowa niosące mrok, ciemność przenikającą duszę… Oczywiście zostało to zauważone… Osobom z którymi korespondowałem nie umknęło uwadze, że coś się stało… Jedni potrafili to zrozumieć… inni nie…
     Dziś piszę z kilkoma osobami… reszta przestała odpowiadać… najprawdopodobniej mieli dosyć takich słów… takich listów… Doszedłem do wniosku, że nie z każdym można pisać o wszystkim… Gdy dana osoba czuje trochę większą „bliskość” zaczyna się martwić… próbuje pocieszyć słowami, które są dla mnie czymś w rodzaju… rozczarowania… wiem, że to dziwne… Ale gdy myślałem, że rozumie ona, mój smutek, moje samopoczucie… wypowiada słowa „wszystko będzie dobrze”… lub „jeszcze spotkasz tą jedyną”… , „jeszcze będziesz szczęśliwy”… Te słowa również spowodowały, że przestałem obchodzić urodziny i imieniny… Te wszystkie wypowiadane automatycznie życzenia są tak sztuczne i nienaturalne, że z bezradności trwam w ciszy, jedynie przytakując…
     Przez wiele lat zastanawiałem się, czy papier to jedyne miejsce, w którym bez problemu i trudności potrafię przelać swoje myśli i uczucia… te prawdziwe, tkwiące głęboko wewnątrz mej duszy… Czas płynął nieubłaganie odsłaniając okrutną prawdę… To pióro jest przeklęte… W jakiś niewytłumaczalny sposób, wykorzystało moją słabość i znalazło się w moim posiadaniu… Z początku kusiło budową, składnią oraz niebywałą wyjątkowością pisanych nim słów… W miarę upływu czasu zaczęło wpuszczać smutek i przygnębienie niczym jad w każde zdanie, w każdy wers powstały spod mojej ręki… Słowa powodujące smutek… powodujące łzy… łzy osób które wcześniej emanowały niezwykłą energią, optymizmem, radością i uśmiechem, te są najbardziej dotkliwe… przynoszą najwięcej bólu…   Z każdym listem, z każdym zdaniem… z każdym słowem… ginęła moja dusza… kawałek po kawałku…
     Nadszedł koniec… utraciłem ostatnią cząstkę własnej duszy… Niczym kara za całą przykrość którą spowodowały moje słowa… cały smutek, który dotknął osoby czytające moje listy… za wszystkie łzy…  „utraciłeś ją… utraciłeś je obie”… cichy głos powtarzający bez końca to zdanie… „utraciłeś ją… utraciłeś je obie”…
     Dziś w listach, które piszę, zawarte są zdania czysto informacyjne… krótkie odpowiedzi na zadawane pytania… niekiedy pojedyncze fakty ze zwykłego dnia… Mawiają, że ludzie się zmieniają… jednak tylko niektórzy potrafią dostrzec, że owa zmiana nie nastąpiła na lepsze… dobro przemieniło się w zło… stałem się złym człowiekiem…  Ten fakt daje znać o sobie każdego dnia… Wyrzuty sumienia… wspomnienia uśmiechu… wspomnienia łez…

niedziela, 7 sierpnia 2011

...serce....

    "Kokoro-ni jo-o orosi....."

             "Zamknij w sercu to co naprawdę myślisz"....

   Wraz z upływem lat dochodzę do wniosku, że to jedyne wyjście, by nie sprawiać przykrości innym.... wydarzenia, które popierają to stwierdzenie już do końca moich dni będą nękały moje sumienie.... za każdym razem, gdy zamykam oczy widzę twarze.... łzy... smutek.... 
    By naprawdę otworzyć swoje serce potrzebuję klucza.... Kto go posiada?...... Czy on istnieje?.... W moim życiu popełniłem błąd, próbując otworzyć je różnymi wytrychami.... w pewien sposób je oszukując.... lecz jedyne co mogło z tego wyniknąć to uszkodzenie zamka.... zniszczenie wytrycha..... Co z kluczem?.... Obawiam się, że nawet jeśli kiedyś się znajdzie, to po tylu próbach włamania się do własnego serca okaże się on i tak nie pasować.... I nie będzie to wina klucza.... gdyż to zamek okazał się nieodwracalnie uszkodzony.....
    Pora przestać go szukać.... żyć w zamknięciu.... cieniu..... pustce..... Stać się jak najbardziej niewidzialnym..... na tyle, by nie przeszkadzać innym..... nie sprawiać im przykrości.... ale pomagać im tak, by tego nie zauważyli...

środa, 3 sierpnia 2011

...miłość...

"Cóż pisać o miłości, gdyśmy nie kochani"...
                                             
                             - Joachim Du Bellay

niedziela, 31 lipca 2011

...milczenie...

    W milczeniu niejednokrotnie odnajdujemy odpowiedź.... wówczas słuchamy.... odrzucamy zagłuszające nas słowa... słyszymy.... 
    W moim życiu wielką rolę odgrywa muzyka.... słucham jej będąc w pracy.... słucham jej będąc w domu.... dzięki niej łatwiej jest oddać się refleksji.... zanurzyć się we własnych myślach... Często jest tak, że utwory kojarzą nam się z pewnymi miejscami.... a także z osobami jak również wydarzeniami.... Muzyka, dźwięki... to one powodują, że w naszym mózgu utworzone są skróty... słysząc daną piosenkę, w kilka chwil wracamy myślami do przeszłości.... widzimy twarze.... czujemy zapach... dotyk.... ich wspomnienie.... Często również tworzymy własną przyszłość.... w zależności od słuchanych nut może to być związane z wymarzoną pracą... lub też najczęściej ze spotkaniem pewnej wyjątkowej osoby.... Tworzymy wówczas swój ideał.... wyglądu, charakteru, zachowania.... marzymy.... 
    Zdejmując słuchawki, wyłączając muzykę mam wrażenie, że przenoszę się niestety do świata w którym czuję się niepotrzebny... Najprawdopodobniej dlatego słucham jej tak dużo... 
    Na co dzień słów używam bardzo rzadko.... wypowiadam je z grzeczności.... lecz są krótkie i zwięzłe.... proste.... niektórzy uznają to czasami za obraźliwe.... twierdzą, że nie lubię ich, bądź jestem obrażony.... nie wiedzą, że niektórzy nie czują potrzeby nieustannego mówienia.... Nie jestem obrażalski..... nie złoszczę się... cenię sobie ciszę i spokój.... Mówię wówczas tylko gdy mam coś do powiedzenia na konkretny temat.... 
    Często milczę, mimo iż wiem że mój rozmówca nie ma racji.... spowodowane jest to jego "energią" która sprawia, że nikt go nie przekona o błędzie, mimo starań.... Daję się im wygadać.... i czekam z cierpliwością na dzień, w którym stwierdzą, że się mylili.... Ale nie wypominam wówczas tego, że byli w błędzie.....
    Bywa, że moje milczenie trwa tygodniami..... po przez spokojne, skromne życie.... pewnego rodzaju niezależność.... lecz przede wszystkim wynikające z samotności.... Mimo otaczających mnie ludzi... znajomych z pracy a nawet rodziny czuję, że nie ma nikogo z kim mógłbym porozmawiać... Zdarzają się sytuacje, że chętniej rozmawiamy z kimś obcym, zwierzając się z własnych nawet najgłębszych zmartwień i problemów, niż z najbliższymi... Czujemy się w ten sposób bezpieczniej.... zachowując anonimowość.... 
    Przykładu nie muszę szukać daleko..... blog..... powstał właśnie dlatego... zawarte są tu myśli i słowa, których nie wypowiedziałbym w obecności bliskich.... gdybym powiedział im prawdę o moim życiu i to jak się z nim czuję, niepotrzebnie wprawiłbym ich w zmartwienie bądź nawet przygnębienie.... byłoby im smutno... a tego nie chcę... takie jest moje życie.... 
    Dlaczego piszę o nim tutaj?.... odpowiedź jest prosta.... prawie nikt tego nie przeczyta... powstało to tylko po to by choć na chwilę uwolnić mój umysł spod naporu przytłaczających myśli.... przygnębiających wspomnień..... Jeżeli nawet ktoś to przeczyta może śmiało powiedzieć "mam gdzieś jego życie".....
    Raz napisałem o nim w liście.... opisałem po krótce jakie jest.... żałuję tego..... osobie czytającej było smutno, przykro.... płakała w trakcie jego czytania i długo po nim.... Nie mam wielkich wymagań co do życia.... nie wymagam dużo..... Budda kiedyś powiedział "podążaj samotnie niczym słoń po lesie..... nie czyniąc zła.... niewiele pragnień mając".... Czy moje życie jest aż tak przygnębiające?... Czy przez lata smutku uodporniłem się na nie?... Czy też z przyzwyczajenia i bezsilności zaakceptowałem je takie jakie jest, a nie takie jakiego bym sobie życzył.... 
    Jest proste.... Można powiedzieć nawet, że to nie życie.... To pustka.... a ja jestem jedynie marionetką.... z poprzecinanymi sznurkami... trwająca w bezruchu.... w milczeniu.... w nicości.....
   

sobota, 30 lipca 2011

...last breath...

    Jeszcze nigdy nie czułem się tak źle... Powód?... Zawód, rozczarowanie... Niby powinienem być przyzwyczajony do tego typu wydarzeń, lecz tym razem było inaczej... 
    Odmienność tej sytuacji polega na tym, że sprawiając przykrość najmilszej osobie jaką znam, spowodowało u mnie głęboką reakcję... Gdy kiedyś rozmawiając ze mną powiedziała, że traktuję ją inaczej niż inni mężczyźni, odebrałem to jako wielki komplement, tym bardziej że padł z jej ust... Dziś, gdy o tym pomyślę jedyne co czuję to głębokie przygnębienie, smutek, pewnego rodzaju świadomość, że zachowałem się niebywale podle, świadomość, że jestem złym człowiekiem... Zawiodłem ją... potęgującym to uczucie jest fakt, że jednocześnie zawiodłem samego siebie stając się takim jak "inni faceci" najczęściej nazywanymi po prostu "wszystkimi"...
    Słuchając utworu Normanda Corbeil'a - Last Breath, poczułem jak wraz z tytułowym ostatnim oddechem oraz nutami jemu towarzyszącemu, tracę jedyną pozostałą cząstkę własnej duszy... skrywaną tak zaciekle z nadzieją, że nigdy jej nie utracę i pozwoli mi ona na zachowanie tak upragnionej wyjątkowości, odmienności wyróżniającej mnie z pośród "wszystkich"...
    Sumienie... najprawdopodobniej będzie mnie dręczyło już do końca moich dni... Każdy ma indywidualne podejście do zjawiska zwanego "wyrzutami sumienia"... Jedni go nie znają... co niektórzy znają aż za dobrze... Często wizualizowane jest jako unoszące się koło głowy postacie przedstawiające anioła i diabła... "szepczące" do ucha, będące myślami toczącymi bitwę... 
    Gdy o tym pomyślę wówczas mam wrażenie, że niewidzialna dłoń dotyka mojego ramienia a jedyne co słyszę to cichy szept mówiący... "już pora... straciłeś je obie...." a ostatnie dźwięki muzyki odliczają czas do tego co nieuniknione... nastaje cisza... wygrał... wygrał moją duszę... last breath... ostatni oddech żyjącej niegdyś postaci....
    Co będzie dalej?... Czy najlepszym wyjściem będzie milczenie wśród słów przynoszących przykrość i cierpienie osobom, na którym nam najbardziej zależy?...
    Gdy człowieka spotyka niepowodzenie lub rozczarowanie wówczas zagłębia się on w sobie, wzmaga wymogi własnego sumienia, samemu sobie wymierza pokutę i karę... Czy jestem zbyt surowy wobec samego siebie?... nie sądzę... Nawet najgorsze, najokropniejsze i najpodlejsze rzeczy można wybaczyć... ale nigdy się ich nie zapomina... 
    I pomyśleć... że osoba, której sprawiłem wielką przykrość, którą zawiodłem... niegdyś miała zwyczaj nazywać mnie "najmilszym".......

niedziela, 24 lipca 2011

...The Lake House Project...

    Dlaczego właśnie taka nazwa bloga?....
Oglądałem kiedyś film "Lake House" - "Dom Nad Jeziorem"... Urzekła mnie w tym filmie forma komunikacji między dwojgiem ludzi.... Całkowicie nieprawdopodobna a jednocześnie tak prosta.... Listy...
    Czy w dzisiejszych czasach nadal się je pisze?.... Osobiście staram się zachować ten sposób korespondencji, jeżeli jest to możliwe.... Niestety nie do każdego można napisać list.... Powodów jest wiele.... od problemów technicznych, aż po zazdrość... "Zazdrość"- Pomyślicie? Właśnie tak....
    Wysłałem kiedyś list do znajomej ze studiów... Był zwyczajny.... Zawierał informacje o moich aktualnych poczynaniach, wspomnienia z czasów zajęć, przemyślenia.... A także pytania o zdrowie i samopoczucie... Z pozoru zwyczajny list.... lecz dla jej narzeczonego wydawał się on być puszką Pandory.... 
    List zawiera zapieczętowane słowa.... Gdy otrzymujemy kopertę wiedząc, że nie jest to korespondencja z banku, urzędu czy najzwyklejsza reklama, tylko list od drugiej osoby napisany tylko dla Ciebie, wówczas występuje zjawisko takie jak ciekawość.... a u osób trzecich nawet zazdrość.... Niektórzy na prędce otwierają go i wręcz pochłaniają słowa.... Ale powinniśmy je czytać spokojnie.... bez pośpiechu.... doceniając każdy wyraz, który powstał spod ręki autora.... Zatrzymując się na chwilę przy każdej kropce, czy przecinku....
    Ważnym elementem jest samo pismo... Proste, pochylone.... litery duże, małe.... Podobno z charakteru pisma można dużo dowiedzieć się o charakterze człowieka.... Nie wiem czy to prawda, ale niektórzy dysponują umiejętnością czytania między wierszami..... Dostrzegają to co jest ukryte pomiędzy słowami, zdaniami.... widzą dokładnie to co chce przekazać autor.... Identyfikują uczucia, którymi kieruje się osoba trzymająca w ręku pióro.... Empatia pozwala im poczuć radość i smutek..... podekscytowanie i przygnębienie.... rozpoznać miłość i nienawiść.... 
   Empatia.... nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego co to naprawdę jest.... ale poznałem kilka osób które wiedzą.... które po przeczytaniu moich listów śmiały się....  wzruszały... a nawet płakały.... Było mi bardzo przykro.... Słowa mają wielką moc... zwłaszcza moc sprawiania przykrości i cierpienia.... Jack Higgins powiedział kiedyś, że "Największe cierpienie w życiu powodują zgniecione płatki róż, a nie kolce"... Śmiem twierdzić, iż jest to najprawdziwsza prawda.... Nasze słowa dobierajmy więc niezwykle ostrożnie.... Czy to w listach, czy najprostszej rozmowie musimy liczyć się ze świadomością, że rozmawiamy z drugim człowiekiem.... mogą one mieć na niego znaczny wpływ.... lub też zostaną zapomniane.....
   Mawia się, że mowa jest srebrem.... ale czy naprawdę milczenie jest złotem? 
 Oto tytułowy "Dom Nad Jeziorem" niemalże całkowicie szklany.... prosty.... bez tajemnic.... nierealny....

sobota, 23 lipca 2011

...kilka słów.... pośród milionów myśli...

    Zakładając bloga zastanawiałem się, co osiągnę materializując własne myśli pod postacią słów...
    Odpowiedź jest prosta... nic... Dlaczego więc on powstał?... Lubię pisać.... Na co dzień mało mówię.... Niezwykle cenie sobie spokój i ciszę... Jeżeli już coś mówię, wówczas staram się by moje słowa były nie tylko słyszane.... ale także słuchane.... Wbrew pozorom różnica pomiędzy tymi dwoma określeniami jest wielka....
    Na jaki temat będę pisał?..... pytań, które mnie dręczą.... sytuacji, których nie rozumiem.... błędów, które popełniłem..... świata, który zaskakuje mnie na każdym kroku.... przygnębieniu, w którym pogrążam się coraz bardziej... a także o smutku, który stał się nieodzowną częścią mojego życia....
    Być może ludzi takich jak ja jest więcej..... W dzisiejszych czasach wcale by mnie to nie zdziwiło.... Czytając te słowa uświadomią sobie, że nie są jedynymi, którzy czują się zagubieni....
    Czy jest dla nich jakiś ratunek?.... Chciałbym znać odpowiedź na to pytanie....