sobota, 13 sierpnia 2011

...klątwa...


     Gdy kilkanaście lat temu zacząłem pisać piórem, nigdy nie pomyślałbym, że moja historia potoczy się w taki sposób...
     Dokładnie pamiętam moje pierwsze pióro… bez nazwy… niebieski plastik… z wykończeniami koloru srebrnego, który po kilku miesiącach starł się odkrywając matowy odcień tworzywa… To była dla mnie nowość… niezwykła lekkość z jaką przychodziło pisanie, zdecydowanie stawiało pióro wyżej od zwykłego długopisu, czy też strasznie nie lubianego przeze mnie „żelowego” pisadła…
     Szkoła była dobrym miejscem na trenowanie charakteru pisma… Lubiłem zwłaszcza język polski z powodu dużej ilości notatek dyktowanych przez nauczycielkę… pióro było zaopatrzone w wymienne wkłady z atramentem, które zazwyczaj kończyły się w najmniej odpowiednich momentach… Mam je do dziś… schowane w szufladzie… Czasami wracam pamięcią do chwil kiedy kreśliły słowa na papierze… mogło by się rzec „Stare dobre czasy” …
     Kolejnym piórem było metalowy Parker, koloru srebrnego… Wykonanie godne swej ceny czyli szkoda słów… Nasadka po czasie poluźniła się na tyle, że zaczęło przypominać to bardziej dzwonek niż pióro… Mimo to, służyło mi ono kilka lat… wykonany z czarnej utwardzonej gumy uchwyt, zaczął już powoli kruszeć, na skutek znacznej ilości godzin spędzonych na pisaniu…
    Gdy  zacząłem zarabiać własne pieniądze, pomyślałem że czas sprawić sobie nowe pióro… co prawda nie pisałem już tak wiele jak kiedyś, ale chciałem je mieć… Był to okres podczas którego posiadałem jeszcze pragnienia… marzenia… oczekiwania… nadzieję… duszę… Chodziłem po sklepach, rozglądając się za właściwym okazem… czułem, że musi mieć w sobie coś, co sprawi, że chce je mieć…
     Zupełnie przypadkiem natrafiłem na sklep, który jak się okazało na piętrze miał dział właśnie z przyborami piśmienniczymi z „wyższej półki”, tak to mogę nazwać… nie było tam tysięcy długopisów… lecz może co najwyżej kilkadziesiąt  rodzajów piór, i tylko kilkanaście długopisów… Pomyślałem, że to sklep dla mnie… Zacząłem się rozglądać i zauważyłem czarnego Watermana… wykonanego z wysokiej jakości czarnej wypolerowanej laki… wykończony złotymi wstawkami… o standardowym kształcie stalówki, jednak z wygrawerowaną dwukolorową powierzchnią, srebrno-złotą…
     Dotychczas pisałem niebieskim atramentem… lecz tym razem w grę wchodziła tylko czerń… zakupiłem więc odpowiednią buteleczkę, gdyż pióro wyposażone było w tłoczkowy zbiorniczek na atrament… Jak na przybór piśmienniczy było wyjątkowo ciężkie… nie uważałem jednak tego za wadę… sprawiało to, że w związku ze swoją masą, posiadało idealny docisk do kartki… nie wymagało zbytecznych nacisków, które jedynie mogło je uszkodzić…
    Po tym zakupie przestałem odwiedzać sklepy z artykułami piśmienniczymi… Mając nowe pióro nie czułem takiej potrzeby… byłem z niego zadowolony… lubiłem nim pisać… chociaż nie miałem zbyt wielu okazji…
    Kilka lat temu znajomy poprosił mnie abym mu doradził przy wyborze sklepu, gdyż chciał sobie kupić pierwsze pióro… Bez namysłu poleciłem mu ten, w którym sam dokonałem zakupu… To jednak nie wystarczyło… Przekonał mnie, bym poszedł razem z nim…
     Wtedy zobaczyłem je po raz pierwszy… od razu przykuło moją uwagę… nie mogąc oderwać od niego wzroku, znajomy sprowadził mnie na ziemię  lekkim trąceniem w ramię… Wiedziałem, że muszę je mieć… tak jakby było tam tylko po to… czekało cierpliwie na mnie… ukrywając przed wszystkimi swoją tajemniczą siłę… Spytałem, czy mogę je obejrzeć… pani z obsługi odpowiedziała, że jest tu ono od powstania tego sklepu i nikt go nie kupił co wydało jej się trochę dziwne… Nie wierzę w przeznaczenie, lecz to nie było zwykłym zbiegiem okoliczności… Być może chcąc się go pozbyć, pani z obsługi dała mi niezwykły upust ceny, lecz nie miało to znaczenia… Odparłem, nie pozwalając jej dokończyć zdania – „proszę zapakować”… Nie patrzałem na cenę… wiedziałem, że muszę je mieć…
     Waterman Carene… o odcieniu ciemnego bursztynu… wykonane ze złota wykończenia idealnie współgrały z kolorem laki… nietypowa stalówka przekonywała o niezwykłej wyjątkowości tego pióra… odpowiedni ciężar… Wiedziałem, że czarny tusz nie będzie pasował… tak samo jak niebieski… Jedynym idealnym rozwiązaniem była „hawana”… bursztynowy brąz…
     Nie mogłem opanować drżenia rąk pisząc pierwsze słowa tym piórem… po chwili jednak poczułem, jak delikatnie i płynnie zachowuje się ono na papierze… Bez większego namysłu wziąłem kartkę i zacząłem pisać… list do pewnej dziewczyny… pozwalał pisać o rzeczach najzwyklejszych dając upust niepohamowanemu pragnieniu spisywania własnych myśli nowym piórem… List wysłałem… Odpowiedź była zaskakująca i niezwykle miła… Moje słowa zrobiły na niej niezwykłe wrażenie, sposób w jaki opisywałem najzwyklejsze rzeczy… słowa, których używałem… oraz to w jaki sposób potrafiły się łączyć ze sobą… tak jakby odnajdywały siebie nawzajem… kończąc swój list napisała „czekam z niecierpliwością na kolejny list”…
     Wiedziałem, że to pióro jest wyjątkowe… pozwoliło mi ono w pewien sposób odnaleźć w sobie zasób słów, które łącząc się w niezwykły sposób w jedną całość sprawiały, że chciałem pisać… przelewać swoje myśli na papier… jedynie miejsce, w którym mogłem zamieścić cząstkę siebie… odrobinę własnej duszy… Nigdy nie pomyślałbym, że skończy to się w taki sposób…
     Na co dzień stawałem się coraz bardziej cichy… skryty… małomówny… stałem się raczej obserwatorem… by następnie przelewać swoje myśli na papier…
     Gdy poznałem pewną osobę, słowa zaczęły układać się w bardzo przyjemny sposób… nie były to kłamstwa, wymysły, bajki… czysta szczera prawda… moja opinia… moje uczucia… pragnienia… obawy… Zarówno jak entuzjazm i podekscytowanie, również niezwykle trafnie potrafiłem opisać smutek i przygnębienie, które czasami mnie nachodziło…
     Wraz z mijającym czasem, spotykało mnie coraz mniej miłych i przyjemnych rzeczy… Coraz częściej dopadało mnie przygnębienie i smutek… Ujawniało się ono najczęściej w słowach, które pisałem… Na co dzień nie dawałem poznać po sobie, że coś jest nie tak… Z miłych i optymistycznych listów, przekształciły się one w słowa niosące mrok, ciemność przenikającą duszę… Oczywiście zostało to zauważone… Osobom z którymi korespondowałem nie umknęło uwadze, że coś się stało… Jedni potrafili to zrozumieć… inni nie…
     Dziś piszę z kilkoma osobami… reszta przestała odpowiadać… najprawdopodobniej mieli dosyć takich słów… takich listów… Doszedłem do wniosku, że nie z każdym można pisać o wszystkim… Gdy dana osoba czuje trochę większą „bliskość” zaczyna się martwić… próbuje pocieszyć słowami, które są dla mnie czymś w rodzaju… rozczarowania… wiem, że to dziwne… Ale gdy myślałem, że rozumie ona, mój smutek, moje samopoczucie… wypowiada słowa „wszystko będzie dobrze”… lub „jeszcze spotkasz tą jedyną”… , „jeszcze będziesz szczęśliwy”… Te słowa również spowodowały, że przestałem obchodzić urodziny i imieniny… Te wszystkie wypowiadane automatycznie życzenia są tak sztuczne i nienaturalne, że z bezradności trwam w ciszy, jedynie przytakując…
     Przez wiele lat zastanawiałem się, czy papier to jedyne miejsce, w którym bez problemu i trudności potrafię przelać swoje myśli i uczucia… te prawdziwe, tkwiące głęboko wewnątrz mej duszy… Czas płynął nieubłaganie odsłaniając okrutną prawdę… To pióro jest przeklęte… W jakiś niewytłumaczalny sposób, wykorzystało moją słabość i znalazło się w moim posiadaniu… Z początku kusiło budową, składnią oraz niebywałą wyjątkowością pisanych nim słów… W miarę upływu czasu zaczęło wpuszczać smutek i przygnębienie niczym jad w każde zdanie, w każdy wers powstały spod mojej ręki… Słowa powodujące smutek… powodujące łzy… łzy osób które wcześniej emanowały niezwykłą energią, optymizmem, radością i uśmiechem, te są najbardziej dotkliwe… przynoszą najwięcej bólu…   Z każdym listem, z każdym zdaniem… z każdym słowem… ginęła moja dusza… kawałek po kawałku…
     Nadszedł koniec… utraciłem ostatnią cząstkę własnej duszy… Niczym kara za całą przykrość którą spowodowały moje słowa… cały smutek, który dotknął osoby czytające moje listy… za wszystkie łzy…  „utraciłeś ją… utraciłeś je obie”… cichy głos powtarzający bez końca to zdanie… „utraciłeś ją… utraciłeś je obie”…
     Dziś w listach, które piszę, zawarte są zdania czysto informacyjne… krótkie odpowiedzi na zadawane pytania… niekiedy pojedyncze fakty ze zwykłego dnia… Mawiają, że ludzie się zmieniają… jednak tylko niektórzy potrafią dostrzec, że owa zmiana nie nastąpiła na lepsze… dobro przemieniło się w zło… stałem się złym człowiekiem…  Ten fakt daje znać o sobie każdego dnia… Wyrzuty sumienia… wspomnienia uśmiechu… wspomnienia łez…

Brak komentarzy: